Jej entuzjazm jest zaraźliwy. Kiedy opowiada o żeglarstwie i obcowaniu z naturą, też ma się ochotę przenieść nad wodę i spróbować takiego sposobu spędzania wolnego czasu. Poznajcie Agnieszkę Mościcką. Na co dzień pracuje na Wydziale Mechanicznym, gdzie zajmuje się promocją. Najlepiej odpoczywa na żaglach i kajakach, a kiedy pogoda nie sprzyja uprawianiu sportów wodnych, gra w planszówki, których posiada naprawdę imponującą kolekcję. 

 

 agnieszka moscicka

Nigdy też nie wiem, co będzie następnego dnia. Bo jakiś plan zawsze jest, ale zazwyczaj wydarza się coś niespodziewanego...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jesteś zwolenniczką aktywnego odpoczynku: kajaki, żagle, przebywanie na łonie natury… Co w tym lubisz najbardziej?

 

Lubię to ponieważ jest to dla mnie sposób na totalne odprężenie. Żeglarstwo jest w ogóle fenomenalnym sposobem spędzania czasu, ale chyba najlepsze jest to, że podczas rejsu zmieniają się zupełnie priorytety. Człowiek nie zastanawia się w ogóle nad jakimikolwiek problemami życia codziennego, czy pracą. Cała uwaga skupiona jest na tym, co tu i teraz, następuje przeorientowanie na obserwację: natury,  pogody, warunków, planowanie trasy, czy są jakieś przeszkody… I to skupienie się na zupełnie innych  - od codziennych  - sprawach jest dla mnie bardzo odprężające. Dlatego tak bardzo to kocham. Oprócz tego, przebywanie w blisko przyrody daje doskonałe możliwości jej podglądania. Często fascynujemy się kolorowymi ptakami z Ameryki Południowej czy innymi egzotycznymi zwierzętami, a w Polsce naprawdę można znaleźć mnóstwo ciekawych gatunków ptaków i ssaków. Na przykład  - zanim nie zaczęłam żeglować nigdy nie słyszałam klangoru żurawi, nie widziałam jak bardzo kolorowy jest rzeczywiście zimorodek, oraz jak dużo hałasu robi bóbr, który akurat zdecydował się na pozyskiwanie materiałów budowlanych koło Twojej łódki. To jest naprawdę niesamowity ekosystem, który możemy obserwować, i w którym fajnie przez jakiś czas uczestniczyć. I to właśnie, zarówno przy żeglarstwie, jak i kajakarstwie jest bardzo dla mnie istotne.

 

 

Kiedy obudziła się w Tobie miłość to wody i żeglowania?

 

Stało się to zupełnym przypadkiem, ponieważ w mojej rodzinie w ogóle nie było żadnych tradycji żeglarskich ani turystycznych. Zostałam wysłana przez rodziców na obóz sportowy, który okazał się być obozem żeglarskim. Ja nie wiedziałam, że jadę na obóz żeglarski, i że będzie się tam trzeba uczyć, zdawać egzamin na patent żeglarza jachtowego… Było bardzo dużo zajęć praktycznych, czyli codzienne pływanie, po południu wykłady z teorii, zajęcia z prawa wodnego, z locji... A wszystko oczywiście kończyło się egzaminem teoretycznym i praktycznym. Potem bardzo długo nie używałam patentu i tak naprawdę wróciłam do żeglarstwa dopiero na studiach - po poznaniu mojego -  wtedy przyszłego - męża, który dość aktywnie żeglował. Połączyła nas wspólna pasja. Podobnie było z kajakarstwem. Zupełnym przypadkiem nasza przyjaciółka  zabrała nas na spływ kajakowy i tak bardzo nam się spodobało (co w sumie jest dość dziwne, bo 3 pierwsze spływy, na których byliśmy padało jak z cebra), że zaczęliśmy pływać coraz częściej. Potem zrobiliśmy kursy kajakarskie. Obydwie sprawy były przypadkowe, ale okazały się mieć duży wpływ na nasze życie i na sposób spędzania wolnego czasu. 

 

 

Powiedz co jest najważniejsze w czasie takich wypraw? Sprzęt, nastawienie czy dobrane towarzystwo?

 

Wydaje mi się że wszystkie te aspekty, które wymieniłaś są bardzo ważne. Jednak myślę, że jeżeli chodzi o żeglarstwo to jednak najważniejszy będzie aspekt ludzki. Trzeba naprawdę zgranych ludzi, żeby wytrzymać np. przez dwa tygodnie na tak ograniczonej przestrzeni, jaką jest jacht. Ważne jest żeby uczestnicy takiego rejsu dobrze się komunikowali. Ma to też wpływ na bezpieczeństwo. Czasem trzeba działać szybko np. przy gorszej pogodzie, mocnym wietrze - nie ma czasu na długie dyskusje, w związku z czym porozumie między załogantami jest wtedy bardzo, bardzo ważne. Przez 15 lat pływania pływaliśmy z wieloma ekipami, ale ostatnio pływamy w zasadzie sami, we dwójkę i to też jest bardzo fajne. Z większą grupą – jak to w kontaktach międzyludzkich – zawsze coś trzeba ustalić czy osiągnąć kompromis, a tutaj decydujemy sami i łatwiej nam jest się porozumieć. No i też ten wspólny czas pływania powoduje, że bardzo dobrze się rozumiemy i praktycznie bez wydawania jakichś komend możemy reagować szybko na różne sytuacje. Jeśli chodzi o sprzęt, no to wiadomo: potrzebna jest łódka (śmiech – przyp. red.). Żartuję, oczywiście też potrzebny jest ekwipunek, który po prostu ułatwia funkcjonowanie na wodzie. Ważne są też warunki zewnętrzne, pogodowe. Ja jestem akurat dość ciepłolubna, w związku z czym, gdy jest chłodniejsza pogoda, jest mi o wiele trudniej. Tak samo, jak gdy przez dłuższy czas pada, to jest już większe wyzwanie zwłaszcza, że – jak już wspomniałam – nie pływamy na jakichś luksusowych jachtach. Ale to nie oznacza, że jak jest gorąco to warunki są idealne. Wtedy zazwyczaj nie ma wiatru. Najlepsze są warunki takie średnie (śmiech – przyp. red.). Jeśli lubisz to co robisz, to w każdych warunkach można się dobrze bawić.

 

 

Mówisz, że pływacie ostatnio we dwójkę, tymczasem widziałam na zdjęciach, że macie zwierzęce towarzystwo…

 

Tak zgadza się (śmiech – przyp. red.). Zarówno na kajakach, jak i na łódce towarzyszy nam nasz pies, a konkretnie suka – Tula. Mieliśmy pewne obawy, gdy dołączyła do naszej “załogi”, jak będzie się zachowywała. Jest to wyzwanie dla tak energicznego psa – przebywanie na małej, chybotliwej przestrzeni, ale świetnie się zaaklimatyzowała i dzielnie towarzyszy nam w nawet długich rejsach. I co najważniejsze polubiła się z wodą, do której nie była tak naprawdę przekonana od początku.

 

 

Czy pociąga Cię też wielka woda: dalekie rejsy, morskie przygody?

 

Na razie morskie podróże są tylko w sferze planów, jestem zdecydowanie żeglarką śródlądową.  Ale powoli kiełkuje we mnie chęć poznania morskich warunków. Mam trochę obaw, ale planujemy wybrać się na rejs po norweskich w fiordach. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

 

 

Brzmi jak marzenie. A jak odpoczywasz kiedy pogoda nie sprzyja uprawianiu sportów wodnych? Wspominałaś coś o grach planszowych...

 

Tak, dokładnie! Gdy nie da się pływać, wtedy chętnie siadam do stołu. Mam w domu ponad dwieście planszówek. To kolejna pasja, którą dzielę z moim mężem. Czasem trochę się czuję jak w wypożyczalni albo w sklepie z grami…. Zaczynaliśmy naszą przygodę z planszą ponad 15 lat temu, jesteśmy z pokolenia, które w dzieciństwie zagrywało się grą “Magia i Miecz”, która nawiasem mówiąc dalej jest wydawana, ale pod inną nazwą, więc podobnie jak z żeglarstwem było to “uśpione” hobby, do którego wróciłam. Często można się spotkać z takim podejściem, że gry planszowe to „Chińczyk” albo „Monopol” a to zupełnie nie o to chodzi. Rynek planszówek ma bardzo szeroką ofertę gier o różnej mechanice, o różnych tematykach, graficznie przepięknie wykonanych, także jest to bardzo ciekawa forma rozrywki i każdy może znaleźć coś dla siebie. Wiem, że zapytasz o ulubiony tytuł. Nie da się odpowiedzieć na to pytanie, zwłaszcza przy tej ilości gier jaką mamy. I przyznam, że ciągle dajemy się skusić i kupujemy nowe. Przez jakiś czas bardzo dobrze nam się gra w daną grę, potem wychodzą nowe i zastępują poprzednie, ale w zasadzie jest bardzo niewiele tytułów, do których nie wracamy w ogóle. W związku z tym, z biegiem czasu po prostu robimy sobie różne zestawy, powtarzamy co jakiś czas i gramy znowu w te gry, które kiedyś nas fascynowały, potem troszeczkę nam się znudziły, a teraz znowu stwierdziliśmy, że są świetne. Moim ulubionym projektantem gier jest Austriak Alexander Pfister. To on zaprojektował takie gry jak „Maracaibo” i „Great Western Trail”. Nie wyobrażam sobie wakacji bez grania, a na żaglach mimo ograniczonej przestrzeni również da się porzucać kostką…  Bardzo polecam grę, przepięknie wydaną, dotyczącą ptaków. Nazywa się „Na skrzydłach” i chwilowo jest to mój ulubiony tytuł.

 

 

Temat rzeka. A skoro znów wracamy do wody, to pytanie z cyklu wodnych i nawiązujących do Politechniki Krakowskiej, która też ma żeglarskie tradycje. Co roku w naszym ośrodku odbywają się Regaty o Puchar JM Rektora Politechniki Krakowskiej. Planujesz wziąć w nich kiedyś udział?

 

Może, aczkolwiek o ile w grach planszowych raczej jestem osobą mocno rywalizującą, to do żeglowania typowo sportowe podejście mnie jakoś nie pociąga. Natomiast nie wykluczam takiej możliwości. Zazwyczaj regaty odbywają się na początku lipca, a wtedy – praktycznie co roku – właśnie ten termin wybieramy na nasz rejs. Ponieważ te terminy się pokrywają, nie brałam do tej pory udziału w zawodach, ale trzeba będzie spróbować czegoś nowego.

 

 

Jak nie dla rywalizacji, to dla towarzystwa.

 

Dokładnie! (śmiech – przyp. red.)

 

 

Zajmujesz się promocją Wydziału Mechanicznego Politechniki Krakowskiej. Powiedz, co najbardziej lubisz w swojej pracy i co daje ci najwięcej satysfakcji?

 

Wszystko! Nie, to jest niemożliwe, żeby lubić wszystko (śmiech – przyp. red.). Chyba najbardziej lubię różnorodność i to, że ciągle się dzieje coś nowego i to, że mam okazję ciągle się spotkać z nowymi ludźmi i poznawać nowe rzeczy... Zdecydowanie jest to coś co mnie napędza i powoduje, że bardzo lubię to co robię. Mam możliwość poznawania tajników i różnych ciekawostek naukowych „od kuchni” i to też jest bardzo fajne. Nigdy też nie wiem, co będzie następnego dnia. Bo jakiś plan zawsze jest, ale zazwyczaj wydarza się coś niespodziewanego, czym trzeba się zająć, zainteresować, coś napisać, zrobić zdjęcie, coś wymyślić... Nie ma nudy!

 

 

Rozmawiała: Joanna Skowrońska (J.S.)

Fot. Agnieszka Mościcka